niedziela, 31 października 2010

Wróciliśmy już do Kraju....

Prawie po miesiącu naszej podróży wróciliśmy do kraju. Lot z dwoma przesiadkami i jednym kilkugodzinnym noclegiem w Kuala Lumpur trwał 20 godzin. Ciagłe zmiany czasu  przyprawiały nas o zawrót głowy. Jednakże wracamy jeszcze do Bali - cudownej wyspy - marzenie, która rozpala wyobraznie i oferuje błogie lenistwo na rajskich plażach zielonej wyspy. 
Codzienne ceremonie, świątynie, kolorowe rytuały i krajobraz pełen pól ryżowych to azjatycka egzotyka Bali.
W przedostatnim dniu pobytu na Bali, wyporzyczyliśmy tradycyjnie motorek (honda) a zwiedzić południową cześć wyspy z jej najpiekniejszymi światyniami włącznie.
Wcześnie rano skoczyliśmy na skuterek i pognaliśmy na północny wschód 30 km od Kuty. Ruch na drodze o tej godzinie dopiero się wzmagał, ale jazda po drogach nie należy do łatwych. Ruch lewostronny nie stanowi przeszkody, tylko olbrzymia ilość osób poruszających się po drogach. Ponadto nie spotkałam żadnych znaków ograniczających prędkość. W dużych miastach na każdych światłach znajdują się tablice odmierzajace czas świateł.
Po godzinie jazdy dotarlismy do cudownej światyni Tanah Lot, która znajduje się na morzu. Do świątyni można dotrzeć przeważnie w czasie odpływu lub łódką.


Świątynia Tanah Lot, położona na morzu i wybudowana na skale 200 metrów nad taflą wody. Miejsce to jest strategicznym punktem Bali do oglądania romantycznych zachodów słońca.
Z miejscem kultu wiąze się postać kapłana braminów, który zgodnie z legenda w XVI w. zatrzymał się tu na spoczynek wędrując z Jawy na Bali. Postanowił w tym miejscu wznieść tą piękną świątynie.















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz