wtorek, 5 października 2010

Tym razem z Bali....



Ale fotki jeszcze z BROMO

tego sie nie da opisac to trzeba zobaczyc

Bromo z satelity



                                                             korona krateru Bromo

                                                  gazy i dym wydobywający się z krateru








 
                                                          wschód słonca nad Bromo

                                                              dymiacy krater wulkanu

                                  niesamowity wschód ... takich widokow sie nie zapomina
                                                                 światynia na kraterze
                                                            mozna i tak pod wulkan
                                                  niesamowity surowy widok wulkanów
                           pracownicy firmy Honda - gimnastyka przed odjazdem na motorach
a to bardzo sympatyczni ludzie z branży i bardzo przystojni.....
natomiast ja nie wygladam ciekawie po nieprzespanej nocy
Pozdrowienia !!!!



Od wczoraj jestesmy w polnocnej czesci Bali nad Oceanem Indyjskim  ( Morze Balijskie) w miejscowosci Lovina. Nazwa naszego hotelu brzmi bardzo swojsko "DUPA" , tak wiec mieszkamy w D.....PIE.
Jednakze wrocmy o kilka dni wczesniej.
Z Yogokarty udalismy sie na ( wulkan) Bromo. Podroz byla niesamowicie meczaca, trawala 13 godzin z kilkoma postojami. Przejazd na Bali wykupilismy w agencji turystycznej. Po dotarciu w nocy do miejscowosci Cemero Lavang (na nocleg ) bylismy kompletnie wyczerpani. Jazda nie nalezala do przyjemnych, kiedy AC nie dziala tylko lekki nawiew, a za oknem 40 stopni. Wulkan Bromo znajduje sie nawysokosci okolo 2350 m/npm, temperatura spada do 4 stopni, wiec dla nas bylo super. Po kilku godzinach snu w tamtejszym hotelu ( nawet fajny ) pobudka o godzinie 3:30 i wymarsz na wschod slonca na Bromo.
 Do pokonania bylo trzy kilometry. Wschod slonca godz. 5:15 - 5:30. Szlismy w ciemnosciach z lampami (czolowkami). Nie przypuszczalam, ze wejscie na krater wulkanu da mi tak w kosc. Na sam krater prodzadzilo kilkadziesiat schodow. Na szczycie krateru strasznie walilo oparami siarki, czasem nie mozna bylo zlapac powietrza, poprostu dusilam sie. Andzej odwazyl sie przejsc po koronie krateru, natomiast ja niestety nie, gcdyz moj lek wysokosci byl silniejszy ode mnie.
Pokonanie tej trasy nie nalezy do latwych, z jednej strony zbocze wulkanu a z drugiej wnetrze krateru a droga czasem miala 15 cm szerokosci, czyli na szerokosc stopy. A dym unoszacy sie z krateru zawiewa w oczy, ze czasem trudno postawic noge, gdyz niewiadomo gdzie jest droga.
Prosto z wulkanu udalismy sie na sniadanie, a nastepnie wyruszylismy w dalsza droge w kierunku przystani promowej na Bali. W sumie do pokonania ladem mielismy okolo 600 km.





Do Loviny dotarlismy w nocy padnieci, w miare szybko udalo sie znalesc hotel. Rano poszlismy na plaze, niestety plaza w Lovinie niczym nas nie zachwycila. Na plazy kilku bialych turystow i trzy razy wiecej tubylcow, usilujacych sprzedac wszystko co sie da. Woda w morzu super ciepla plaza wysypana koralowcami itp. Prosto z plazy poszlismy do hotelu na drzemke. Na Bali czas jest przesuniety o godzine do przodu wzgledem Jawy. Jutro bierzemy skuter i jedziemy podziwiac okoliczne atrakcje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz